Mickiewicz i doktorowa Karolina Kowalska


            Mickiewicz zakochał się w doktorowej Karolinie Kowalskiej, by zwrócić na siebie uwagę Maryli (jego kochanki, która wyszła za mąż).
           Napadały go ataki depresji i czarnej melancholii. Jedynym ratunkiem stało się wówczas budzące się uczucie do doktorowej. Znajomość przekształciła się bowiem w romans pod okiem niedostrzegającego - lub też tolerującego kaprysy żony - męża. List pisany do Czeczota ujawniał doskonale te całkowicie odmienne nastroje: „Jeździłem na szpacyer, ale jaki szpacyer! Udaliśmy się kilku sankami o milę do folwarczku Charewicza. Ja siedziałem z piękną Kow[alską] i powoziłem ją przez pół drogi; prawda, żem niewiele mówił, ale oczkiem często pod przeklęty kapelusz zazierałem. [...] Miano mnie za posępnego, a jam wewnątrz bawił się najmilej." Uczucie Mickiewicza do owej damy stawało się zresztą coraz żywsze: „Nigdy na mnie Kow[alska] nie zrobiła wielkiego wrażenia - zwierza się przyjacielowi - aż do czasu, kiedym ją spostrzegł dmuchającą na żar pod imbrykiem kawianym! Skądże to? Rumieniec, a raczej żarzeniec zbytni na twarzy delikatnemu oku zdawałby się niesentymentalny, nie bardzo ujmujący, mnie zaś ukazał w jej osobie anioła, Wenerę." Mickiewicz i jego przyjaciele tak ją właśnie nazywali nie tylko dlatego, że była piękną, lecz także dlatego, że niegdyś pozowała ona Andrzejowi Lebrun (lub Le Brun), który był nadwornym rzeźbiarzem Stanisława Augusta Poniatowskiego, a potem profesorem na wydziale literatury i sztuk wyzwolonych Uniwersytetu Wileńskiego. Była więc owa kobieta tak piękna, że niebezpiecznie było na nią patrzeć. Dlatego też Wenera ta postępowała sobie ze swobodą właściwą tej pięknej bogini. Przyjmowała kochanka w sypialni, dla zachowania pozorów udając niekiedy chorobę. Młody nauczyciel nie bez przechwałki opisuje w liście do przyjaciela te schadzki: „Wyobraź, jeśli możesz, bóstwo z igrającym na barkach włosem, śród białych muślinów, na wspaniałym łożu, w pięknym pokoju." A zaczęło się tak niewinnie - od wspólnej przejażdżki saniami, od spacerów w Dolinie Kowieńskiej.
           Długie zimowe wieczory spędzał na kartach u Kowalskich. Aby się przypodobać pani domu, dawał się jej nieraz ogrywać, czarował słowem. „Adam nasz - relacjonował Pietraszkiewiczowi Czeczot - z niedostatku ubóstwianej Marii upodobał sobie, w której już od dawna widział promionki (...) , w Kowalskiej, Kowalska nawzajem w Adamie. Zakochali się jak koty..." Mickiewicz oddawał się z panią Kowalską „żywiołowej rozpuście", w czym znajdował rekompensatę za „nienasycenie miłosne w platonicznym obcowaniu z Marylą". Miał więc jak gdyby dwie miłości, tyle tylko, że jedna - Maria - była miłością niebiańską, druga zaś – Karolina - miłością ziemską. Więzi łączącej filomatów mniej zagrażała ta druga,  zatem zapanowała wśród nich radość. Nareszcie zachowanie Mickiewicza było dla nich zrozumiałe, normalne i mogli cieszyć się wraz z nim z jego szczęścia. Chciano jednak wierzyć, iż ten romans z mężatką nie przekroczy granic przyzwoitości. Fatalnie się tym razem pomylili, zapominając o inności Adama, o poprzednich z nim w sprawach miłości nieporozumieniach. W romansie tym bowiem znalazł się i rywal w osobie szambelana... dworu austriackiego, bawiącego w Kownie dla spraw spadkowych, niejakiego Nartowskiego, który z zazdrości szpiegował Mickiewicza. Poeta gryzł się tym, nadużywał piwa i wina, myślał o pojedynku. Przedłużająca się rywalizacja z Nartowskim o względy pani Kowalskiej wprawiła poetę „w dziki humor", aż w końcu musiało dojść do wybuchu. W pierwszy dzień świąt wielkanocnych, wieczorem, podczas gry w karty w domu Kowalskich doszło do scysji między Mickiewiczem i Nartowskim. Malewski, znający tę awanturę zapewne z relacji samego poety, donosił Jeżowskiemu, iż podczas gry w bostona „Nartowski zaczął coś gadać, co się przykrym wydało Adamowi. Dał mu Adam karty mówiąc: Graj lepiej, a głupstw nie gadaj. Gdy ten karty odtrącił, Adam uderzył go w ucho, że się na ziemię potoczył. Kowalska zemdlała. Nartowski chciał wstać i gramolił się na woskowanej posadce; Adam porwał lichtarz i w łeb mu rzucił. Na hałas przybiegł Kowalski, rozbroił. Nartowski zaczął więc Kowalskiej w oczach męża wyrzucać ukrywany romans. Skończyło się na rozejściu się. Adam wyszedł jakby na nowe życie odrodzony. Nazajutrz z rana odebrał bilet od Kowalskiego wyzywający i od Nartowskiego. Poznał już całą szpetność swego postępku, ale tylko względem Kowalskiego; nie chciał jednakże poniżać się. Kowalska uwiadomiła Dobrowolskiego, ten z perswazją wdał się do męża i na koniec mąż przyszedł do Adama, zapytując: Czy kochasz moją żonę? Adam zbył to, jak należało, i zgoda na koniec stanęła. Nartowski, tchórz, mniej był straszny; sam napisał kartkę, podającą za warunek ugody, aby Adam przeprosił za niego Kowalską. Odpowiedź Adama była odrzucająca. Kowalska ze swej strony zaczęła za wyrządzoną sobie zniewagę Nartowskiego prześladować, tak że ten bojąc się stracić wstęp do domu, pogodził się z Adamem, a punkt ugody główny, aby gdy Adam będzie, Nartowski nie wchodził i vice versa. Na tej stopie były rzeczy, gdy nasi sekundanci do naszego Adama przyjechali. Znaleźli go smutnym i zupełnie roztargnionym [...]. W wieczór poszedł do Kowalskiej, doniósł jej o przybyciu sekundantów i ta pod pozorem magnetyzmu, chcąc niby męża zapoznać z Tomaszem [Zanem]. wielkim magnetystą, zaprosiła wszystkich na herbatę, przy której rozmowa pani Kowalskiej dla Adama tylko była zrozumiałą." Trzej filomaci: Czeczot, Piasecki i Zan, istotnie przybyli do Kowna w czwartek rano 14/26 kwietnia, zaalarmowani listem Mickiewicza o mającym odbyć się pojedynku. Dyplomacja i takt pani Kowalskiej zażegnały jednak chwilowe niebezpieczeństwo. W stosunkowo krótkim czasie po wyjeździe przyjaciół doszło do ponownego wyzwania Mickiewicza przez Nartowskiego, któremu zabroniono formalnie bywania u Kowalskich.
            Flirt z doktorową nie uchronił poety od depresji, wręcz ją pogłębiał. Kowalska bowiem miała niewiele wspólnego z Mickiewiczem. Pani Kowalska mimo urody i temperamentu nie była romantyczną kochanką a takiej pragnął Mickiewicz. Miała męża, dzieci i nic już nie mogło tego zmienić. Chciała być szczęśliwa i uszczęśliwiać innych, w tym także Adama. Mickiewicz mógł nią imponować kolegom, urozmaicić nieidealną rzeczywistość, ale to nie była prawdziwa wielka miłość.
           W czasie wakacji, gdy Mickiewicz jechał z panią Kowalską,  zobaczywszy w Wilnie przyjaciół z Towarzystwa Filomatów, zapomniał się z nią pożegnać. Potem udał się do Nowogródka.
            Później, po rozstaniu z Marylą, przebywał w Wilnie. Tam doktor Kowalski z uczuciem ulgi stwierdził, że pacjent powinien zaprzestać pracy w szkole i udać się na kurację. W tym samym czasie Adam złożył podanie do Rządu Uniwersytetu z prośbą o ponowny urlop. Ferie wielkanocne 1823 roku spędził w Wilnie, gdzie spotkał się z bawiącą tam również Marylą. Było to spotkanie pożegnalne.
            Wydaje się, że Mickiewicz rozstał się z jedną kochanką, by wkrótce wyjechać z drugą nad morze. Otóż wyjechał z piękną doktorową i jej mężem na kąpiele morskie do Połągi.
            Adam, który całkiem niedawno wyszedł z więzienia, spodziewał się nakazu opuszczenia Polski. Ostatecznie opuścił ojczyznę w 1824 roku i miał już nigdy do niej nie wrócić. Nie zobaczył już nigdy więcej pięknej doktorowej Karoliny Kowalskiej.