Miłość do pań Szymanowskich

         Podczas pobytu Mickiewicza w Moskwie szczególnie bliski stał się mu dom Marii Szymanowskiej. Był to dom kobiet. Z Szymanowską mieszkała jej siostra oraz córki: poważna, inteligentna Helena i prześliczna, czarnooka, kapryśna Celina. Maria Szymanowska była cenioną pianistką, mającą około czterdziestu lat. Zdobyła europejską sławę i przyjaźń największych ludzi swojej epoki: wielbił ją Goethe, z uznaniem wyrażał się o niej Beethoven. Mickiewicz po raz pierwszy w życiu spotkał tego typu kobietę: samodzielną, odważną, a przy tym pełną jeszcze kobiecego uroku, obdarzoną poczuciem humoru i niezawodną w przyjaźni. Przypuszczenia, że Mickiewicza łączyło z nią coś więcej niż przyjaźń, nie wydają się słuszne, choć legenda o romansie poety z pianistką znana jest nie od dziś. Zarówno Maria Szymanowska, jak i Mickiewicz musieli mieć się na baczności ze względu na popularność wielkiej pianistki. Nie można przypuszczać, aby pani Szymanowska w trosce o reputację musiała koniecznie zostać piękną mniszką, zwłaszcza iż potrafiła ona wzbudzić gorące uczucia młodych ludzi.

        „Wkrótce po napisaniu Pana Tadeusza budzi się w Mickiewiczu chęć do domowego życia, jak gdyby natchniona tym samym poematem" - pisał 26 października 1880 roku Ignacy Domejko do księdza Siemieńskiego. Mickiewicz nagle ożenił się z Celiną Szymanowską, córką słynnej pianistki. Nieoczekiwane małżeństwo poety było dla emigracji polskiej niemałym zaskoczeniem. Właściwie było niespodzianką dla samego Mickiewicza. Kilka miesięcy przedtem pojawił się w stolicy Francji dawny filareta, doktor Stanisław Morawski, wierny przyjaciel całego domu Szymanowskiej, potem domu Franciszka Malewskiego, ożenionego z drugą jego córką, Heleną. Opowiadał Mickiewiczowi o losie Celiny: po śmierci matki, którą zabiła cholera w roku 1831, opuścił ją narzeczony, przekonawszy się, że pianistka po śmierci nie pozostawiła dzieciom żadnego majątku. Celina wiodła smutny żywot u dziadków w Warszawie. Zapewne poeta, wspominając ślicznego, wielkookiego podlotka, powiedział coś w rodzaju: „Możebym się z nią ożenił, gdybym ją teraz spotkał." Morawski w każdym razie powtórzył to Celinie jako formalne oświadczyny, gdyż panna wyruszyła do Francji, by zawrzeć związek małżeński z poetą. Po drodze zatrzymała się w Dreźnie i spotkała się z przebywającym tam wciąż Odyńcem.

        Dopiero z jego listu Mickiewicz dowiedział się, jak serio zostały wzięte jego słowa. Po przybyciu Celiny do Paryża pisał do Odyńca: „Żenię się z Celiną. Przyjazd jej trzpiotowaty nastąpił wskutek doniesionych do Warszawy kilku słów moich, żartem powiedzianych. Nie uwierzysz, jak się zdziwiłem, słysząc, że już w drodze i prosto do mnie. Chciałem z niczym odprawić, ale Celina zmieszała mnie bardzo dobrym znalezieniem się, oświadczając, że manatki zabierze i wróci, nic do mnie nie mając na sercu. Żal było narażać ją na tyle kłopotu. Zresztą podoba mi się. I wiele byłoby jeszcze pisać, jak w tych czasach byłem smutny i ciężar życia bardzo mi dusił. Obaczymy, czy będzie lżej, czy jeszcze ciężej." Tego jednak para oryginalnych narzeczonych nie mogła wiedzieć. Uroda Celiny i jej odwaga, jej gotowość na wszelką przygodę ujęła Mickiewicza; miał w pamięci atmosferę domu jej matki, atmosferę odważnego, pogodnego, pełnego wdzięku koleżeństwa. Czy liczył, że Celina mu taką atmosferę stworzy? Czy liczył na możliwość autentycznej przyjaźni w zawieranym z nią małżeństwie? Chyba bardziej na to niż na miłość. Opowiadał później Eustachemu Januszkiewiczowi: „Kiedy pomyślałem o małżeństwie z Celiną, zrobiłem przed nią najszczersze z całego mojego życia wyznanie i do takiej otwartości ją wezwałem." Celina jako żona Mickiewicza miała dbać o polską kuchnię, bo nie lubił francuskiej, miała mu grać na fortepianie wtedy, gdy tego sobie życzył, miała być żoną nie przejmującą się biedą. Jednak wydaje się, że w ich związku mało było przyjaźni, nie wspominając o miłości... Mickiewicz dążył do absolutnego podporządkowania sobie Celiny i uczynienia z niej uległej żony podobnej do Zosi z Pana Tadeusza. Pierwszym interesującym wydarzeniem związanym ze ślubem poety jest czynność pomyłkowa, opisana przez syna poety.

        Adam miał się udać wraz z rodziną i przyjaciółmi do swego świadka, doktora Wołowskiego, a stamtąd do kościoła. Wyszedł z domu i tak długo nie wracał, że całe towarzystwo nie czekając na poetę udało się do Wołowskich, pozostawiwszy mu ubranie gotowe do włożenia. Powróciwszy do domu, Mickiewicz zadzwonił do drzwi - nikt nie odpowiadał. Poeta zapomniał, że ma klucz w kieszeni i poszedł do Januszkiewicza, który właśnie się ubierał. Januszkiewicz dał mu swój frak i białą koszulę na uroczystość, w której sam już nie mógł uczestniczyć. Przy okazji ślubu często zdarzają się czynności pomyłkowe. Jest to zrozumiałe, bowiem małżeństwo przynosi zupełną odmianę w życiu; sprzeciwia się temu część osobowości. Mądrość ludowa interpretowała takie wydarzenia na długo przed powstaniem psychoanalizy (np. zgubienie obrączki uważa się za zły znak). Mickiewicz zachowywał się tak, jakby chciał odwlec ślub, stworzyć okoliczności, które uniemożliwiłyby mu dotarcie do kościoła; w końcu wziął ślub w cudzym ubraniu. Wskazuje to na istnienie podświadomych tendencji, sprzeciwiających się zawarciu małżeństwa. Trudno wypowiedzieć się dokładniej na ten temat, nie poznamy skojarzeń Mickiewicza. Co najwyżej można odwołać się raz jeszcze do Pana Tadeusza, którym zajęta była wyobraźnia Adama w miesiącach poprzedzających ślub, i przypomnieć sobie (stawiając się na miejscu poety) ślub Telimeny, który opóźnia się z powodu przedłużającej się toalety narzeczonej, podczas gdy narzeczony gubi obrączkę (koniec księgi XI). Druga okoliczność to wspomnienie, jakie nasuwa się Mickiewiczowi w czasie ceremonii: widok Celiny w welonie, „cała jej postać i ruch przypominały" mu sen, który miał w Petersburgu. Mickiewicz powiedział to Biergellowi 8 III 1855 roku po pogrzebie Celiny. Jeśli relacja Biergella jest wierna, mamy do czynienia z czymś więcej niż ze zwykłym wspomnieniem - jest to raczej złudzenie pamięci, wrażenie deja vu. Tego rodzaju zjawisko, którym zajmowało się wielu psychologów, świadczy o tym, że uwaga osoby nie jest skupiona na chwili obecnej. Jest niemal pewne, że gdyby Mickiewicz wyjawił swe skojarzenia związane z tym wspomnieniem, opowiedziałby cały sen. Gdy opowiadał o tym złudzeniu pamięci dwadzieścia lat później, w dniu śmierci żony, uznał je z perspektywy czasu za zapowiedź wielkich cierpień. Tym bardziej, iż w rozterkach, które przeżywał, pozostał sam, i nawet trudno sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. Mickiewicz nie brał ślubu w zbyt radosnym nastroju. W małżeństwie nie znalazł radości. W paru listach stwierdza wprawdzie, że jest szczęśliwy, ale - biorąc pod uwagę, że według przyjętych konwencji pan młody powinien mienić się szczęśliwym - wzmianki świadczące o czymś przeciwnym, choć mniej liczne, mają większą wagę: najbardziej osobiste listy, z których przebija lęk i chęć usunięcia się od życia, świadectwo Henryka Nakwoskiego, który w 1835 roku stwierdza, że z Adama zostały „tylko dusza, kości i broda [...]. Chudziusieńki", wspomnienia syna Władysława, który nie ukrywa, że jego matka była nieszczęśliwa, oznaki głębokiej depresji (głębszej nawet niż w roku 1830) widoczne w charakterze pisma, wyznanie porażki w paru szczerych i osobistych wersach („Polały się łzy me czyste, rzęsiste [...] Na mój wiek męski, wiek klęski"), wreszcie choroba Celiny.

Nietrudno zrozumieć finansowe tarapaty poety żyjącego na wygnaniu i dodatkowe trudności wynikłe z jego przywiązania do polskiej kuchni. Nie są to jedyne powody: obraz kobiety, jaki nosił w sobie Mickiewicz (obraz ten łączy cechy macierzyńskie z cechami młodziutkiej, potulnej dziewczyny), uniemożliwił wytworzenie się dojrzałych więzi między Adamem i jego żoną i był przyczyną poważnych zaburzeń psychicznych Celiny. Wszystkie te okoliczności wywołały u Adama pogłębiający się niepokój i poczucie zagubienia graniczące z rozpaczą. Odchodził więc również od poezji.

        Milkła poezja Mickiewicza, wysychały źródła niegdyś żywo bijące. Pierwszy jego tomik ukazał się w roku 1822; Pan Tadeusz został opublikowany dwanaście lat później. Nigdy - ani przedtem, ani potem - nie było w historii literatury polskiej takich dwunastu lat. Mickiewicz stworzył nowy język poezji polskiej, przetorował szeroki ślad, którym poszła nasza literatura. Jednak po ogłoszeniu Pana Tadeusza Mickiewicz przestał właściwie publikować. W roku 1835 ukazał się wprawdzie wspaniały przekład Giaura, ukończony wiosną 1833 roku, ale było to wywiązanie się z podjętego dawniej zobowiązania, nie tylko wobec wydawcy, lecz i wobec Odyńca, tłumacza Korsarza Byrona.

        Później ożywiły się kontakty Mickiewicza z międzynarodowym środowiskiem artystycznym. Był dla obcokrajowców wcieleniem nieznanej, słowiańskiej poezji, lecz życiowa sytuacja Mickiewicza była bardzo ciężka. Przyszło na świat pierwsze dziecko, córka Maria. Czułe i zabawne wzmianki o niej rozjaśniają całą ówczesną korespondencję poety. Ale dom Mickiewiczów nie bardzo miał z czego żyć. W roku 1838 Celina urodziła drugie dziecko, syna Władysława.

        Mickiewicz wszczął wkrótce potem starania o uzyskanie katedry literatury łacińskiej w Lozannie. Starania te zostały uwieńczone powodzeniem, ale nim rozpoczął zajęcia, wezwano go nagle do Paryża; Celina zachorowała. Z listu Januszkiewicza do narzeczonej wiemy, jak wyglądał powrót poety do jego paryskiego mieszkania. Januszkiewicz od dwóch tygodni dnie i noce spędzał w domu Mickiewiczów, pilnując obłąkanej Celiny: „Opanowały ją dwie ideje: pierwsza, że ona jest powołana wskrzesić Polskę, a druga - zbawić Żydów. Jest więc Matką Boską Częstochowską i jej koronacja odbędzie się w Polsce, a jej Adaś, który nigdy Polski nie zdradził [...], będzie królem Polski." W majaczeniach Celiny zdawało się dochodzić do głosu pragnienie rekompensaty za trudne, gorzkie lata przeżyte w cieniu Adama, poety usiłującego znaleźć odpowiedź na pytanie, jaki jest sens historii, jaki jest sens cierpień narodu. ,,[...] mówiła o religii, o stosunku człowieka z Bogiem, o powinnościach naszych [...]". Czasem śpiewała przy fortepianie. Czasem krzyczała.

        "W przeszłą niedzielę Adam wrócił. Oniemiał słysząc na wschodach te krzyki, przeraźliwe wrzaski. Przez dwie godziny ani słowa do nas przemówić nie był w stanie. Przyszły łzy w pomoc, płakał długo, potem się uzbroił w odwagę i poszedł do niej. Poznała go, uspokoiła się, przez trzy godziny rozmawiała z nim rozsądnie, a potem... wróciła do pierwszego stanu." Dzieci nie było w domu; znajomi Mickiewiczów wzięli je do siebie. Mały Władzio był ciężko, niemal beznadziejnie chory. W następnych dniach majaczenia ustępowały okresom względnej przytomności, ale wtedy Celina ze szczególną bystrością wynajdywała, czym by najdotkliwiej ugodzić osoby ze swego otoczenia, zwłaszcza męża. Po paru tygodniach Mickiewicz odwiózł ją do szpitala. „Tyle miałem w domu nieszczęścia, że nie wiem sam, jak je przetrwałem. Alem znacznie ucierpiał na ciele i na umyśle." ,,[...] Nie odpisywałem wam dla ciężkich i ciągłych kłopotów i bied, śród których płynąłem, cały oddech zatrzymując i oczy tylko na fali dzierżąc." Nieszczęście, które uderzyło w jego dom, ukazało mu, że każda niedola może przerodzić się w jeszcze gorszą. Płynęły miesiące, znaczone odwiedzinami u Celiny w szpitalu, odwiedzinami u dzieci powierzonych opiece znajomych, lękiem o utratę zdobytego w Lozannie miejsca. Powoli sytuacja się przejaśniała: Celina odzyskała przytomność, po kilku miesiącach pobytu w szpitalu mogła powrócić do domu, mały Władzio zdrowiał ze swych dziecięcych chorób.

        Rodzina Mickiewiczów wyjechała do Lozanny, jej pobyt tam nie trwał długo, a wrócili do Paryża z trzecim dzieckiem.

        Życie Mickiewicza stało się wyjątkowo ciężkie, kiedy do poczucia beznadziejności artystycznej, dołączył wyjątkowo ciężki nawrót choroby Celiny. Gdy zatem na domiar złego przyszła już po raz drugi choroba Celiny, a zjawia się nagle człowiek, który mu uzdrawia żonę i zapowiada bliski koniec bytu emigracyjnego: szybko mający nastąpić powrót do kraju i wolność Polski - to już prawdziwy cud.

        Okoliczności te z pewnością miały wpływ na przebieg sprawy, tym bardziej, że sprowadzona z „domu zdrowia” Celina odzyskała przytomność w obecności Towiańskiego. Owa scena „uzdrowienia" Celiny przez mistrza, jaka rozegrała się w domu Mickiewicza 30 lipca 1841 roku, została opisana przez Władysława Mickiewicza w Żywocie Adama Mickiewicza. Władysław miał wówczas zaledwie trzy lata, więc opisał ten fakt na podstawie wspomnień Rettla, Scovazziego i Melegariego, zanotowanych w wiele lat później (1871 i 1877). Zdając sobie sprawę ze znacznej odległości czasowej między zdarzeniem i jego późniejszymi opisami, Władysław Mickiewicz dokonał krytycznego wyboru szczegółów, które uważał za najbardziej prawdopodobne, i dał opis następujący. Wbrew radom lekarzy Mickiewicz zabrał żonę ze szpitala (na żądanie Towiańskiego) i przywiózł ją do domu.

        W salonie zebrało się kilka osób przypadkowo nadeszłych, wśród nich Izydor Sobański. Celina miała twarz jak z gipsu, wzrok osłupiały, była w paroksyzmie choroby. Towiański zbliżył się do niej, wziął ją za ręce, szepnął parę słów tak cicho, że ich nikt nie dosłyszał. Celina padła na kolana, a wstawszy zaczęła ściskać męża i dzieci. Wzruszenie obecnych było nadzwyczajne. Odzyskanej przytomności nigdy już nie straciła. Nie dowiemy się już nigdy, co Towiański powiedział szeptem do Celiny, ale skutek tych słów był niewątpliwie wstrząsem psychicznym, który przywrócił jej przytomność umysłu.

        Do końca nie wiadomo, z jakich powodów w domu Mickiewiczów zamieszkała zupełnie obca kobieta – Ksawera Deybel. Celina uznawała ją za intruza w swym domu i bacznie obserwowała zachowanie męża: znała przecież na wylot jego przyzwyczajenia, upodobania, złe humory, jego niczym niehamowaną gwałtowność, która wybuchała nagle i bez widocznego powodu. Jego serdeczność dla ludzi, których nie lubiła, była dla niej niezrozumiała, jego opryskliwość wobec innych była dla niej nie mniej zagadkowa i niespodziewana. Celina zaczęła być podejrzliwa i po raz pierwszy poczuła niechęć do człowieka, z którym żyła od tylu lat i tak blisko. Zaczęła podejrzewać nie tylko jego i ludzi z bliskiego otoczenia, ale również słowa, niezrozumiałe, wypowiadane nagle przez męża czy Ksawerę.

        Trudno jej było pogodzić się z myślą, że z dnia na dzień musi ustępować miejsca obcej dziewczynie. Czuła, jak mieszkanie, w którym dotychczas było jej dobrze, staje się coraz ciaśniejsze i coraz mniej przytulne. Byli wokół niej przyjaciele, bracia, towiańczycy, a jednak otaczała ją samotność. „W jakiś wieczór, było to bodaj 12 lipca 1844 roku, podczas wizyty Rosjanina Czyżowa w domu Mickiewiczów, Ksawera śpiewała głosem czystym i pięknym. Celina znała dobrze ten głos, choć Ksawera niechętnie śpiewała i zawsze trzeba ją było bardzo prosić. Śpiewała sielankę Karpińskiego, której melodia urzekała Mickiewicza, której pozostał wierny, bo przypominała mu młodość. Siedział w tej chwili z przymkniętymi oczami, blady, a że ostatnimi czasy utył nieco, twarz jego miała w sobie coś nieharmonijnego, jakiś rys obcy. Bujne, siwe włosy nadawały jej wyraz szczególny. Twarz Ksawery mieniła się, gdy tak stojąc w środku pokoju śpiewała; była piękna, mimo że gwałtowny ruch mięśni, zmienny kształt ust, które otwierała szeroko lub zwężała nadmiernie, zniekształcały ją na chwilę. Kiedy skończyła, Czyżow uprosił panią Celinę, by zagrała polskiego mazurka. Celina dawno już nie grała, lecz gdy tylko dotknęła klawiszy, poczuła przypływ siły i radosnego upojenia. Wydawało się jej, że cień Marii Szymanowskiej, cień matki, jest z nią i kieruje uderzeniami jej palców. Miała przez moment złudzenie, że szczęście wraca w ten posępny dom, ale spojrzawszy na Ksawerę, urwała nagle i opuściła ręce." Celina czuła się źle we własnym domu, przestała odczuwać radość z małżeństwa.

Małżeństwo Mickiewicza z Celiną, które właściwie zrodziło się z przypadku, było dla Adama niezwykłym doświadczeniem po wielu romansach.

Można sądzić, że jego twórczości nie służył spokój i atmosfera życia rodzinnego.